Brygida Wornowska

* 1946

  • "Później była też sprawa z dowodami. Mój ojciec powiedział, że nie weźmie dowodu, bo nigdy nie będzie obywatelem Polski i nie zmieni narodowości. Ubowcy, czy milicja wtedy chodziła i mówili, żeby koniecznie wyrabiać sobie te dowody. Przychodzili rano, w dzień, wieczorem, w południe. Co chwilę ktoś był. Nieraz zatroczyliśmy drzwi i chowaliśmy się w kąciku, a oni latali naokoło domu i zaglądali do okien. Pamiętam to, więc musiałam już być spora. Jednego dnia jak było takie zastraszanie, to moja mama mówi: - W końcu nas wszystkich zastrzelcie i będzie spokój. Ja zaczęłam wtedy płakać, bo myślałam, że naprawdę nas zastrzelą. Nigdy tego nie zapomnę. Nie wiem po co chodzili, bo każdy i tak w swoim czasie wziął ten dowód".

  • "Mnie nic takiego nie spotkało, a nigdy się nie kryłam. Poszłam do pracy mając osiemnaście lat. Mam koleżankę, z którą chodziłam do ogólniaka. Ona później została na uczelni. Mam z nią kontakt do tej pory. Ona zawsze mawia do mnie:- Chwała ci za to Brygida, bo Ty zawsze byłaś tym, kim byłaś. Koleżanka w pracy zastanawiała się co by było jakby wróciły poprzednie czasy. Ktoś powiedział, że byłabym szefową. Ja mówię, że może i tak, ale bym była dobra i wszystko bym wytłumaczyła".

  • "U mnie były komfortowe warunki, bo miałam o sześć lat starszą siostrę. Ona poszła do szkoły w roku 1967. Jak czegoś nie wiedziałam, to ona zawsze mi pomagała. Była zdolna i jakoś sobie radziła. Niby nie znała języka ale jak już poszła do szkoły to było dobrze. Raz miała tylko kłopoty z matematyki ale pomagała jej mama. Tylko tyle, że jak się mówi po niemiecku na przykład osiemdziesiąt siedem, to po polsku jest siedemdziesiąt osiem. Pamiętam, że siostra wtedy przyszła do domu i mówi do mamy: - Wszystko miałam źle. Źle mi powiedziałaś. Okazało się, że ona tak pisała jak jej mama mówiła".

  • "Tu wkroczył ten ostatni szlam. Oni dostali worek z suchym chlebem, maczugę i kazali im iść do przodu. Wkroczyli do tego drewnianego domu, i pili bimber do upadłego. Na końcu go podpalili. Ojciec ich błagał, oni na to: - Ty durny jesteś? Tyle jest pustych domów – idź tam, to będziesz mieszkał w ładniejszym domu. W końcu udało mu się jakoś uprosić i ugasił ten dom. Oni strasznie gwałcili. Moja siostra miała wtedy siedemnaście lat i musiała bez przerwy siedzieć w piwnicy. Chowała się w dziurach i mama przykrywała ją starymi chodnikami. To było straszne. To była chołota, co tu weszła".

  • "Po wojnie, w czasach stalinowskich przyszedł do nas taki pan, który szukał pracy. Nie było wtedy u nas żadnego chłopa, a ojciec nie był już młody. Ojciec powiedział: - On jest podejrzany. Bardzo pilnował, żeby nie słuchać przy nim Radia Wolna Europa, ani nic nie powiedzieć. Mówił: - On nie ma spracowanych rąk. Jakiś czas u nas był i nagle w czasie nocy gdzieś zginął. Zostawił tylko małą karteczkę, że dziękuje. Gdyby u nas coś się działo, to od razu byśmy dostali dwadzieścia pięć lat".

  • Full recordings
  • 1

    Bartąg, 08.08.2012

    (audio)
    duration: 02:03:41
Full recordings are available only for logged users.

Mój ojciec powiedział, że nie weźmie dowodu, bo nigdy nie będzie obywatelem Polski i nie zmieni narodowości

Urodziła się 13 kwietnia 1946 w Bartągu, gdzie chodziła do szkoły. Pani Brygida miała pięcioro rodzeństwa - jedno dziecko zmarło jako niemowlę, brat zginął na froncie wschodnim podczas II wojny światowej. Rodzice mieli gospodarstwo, ojciec był rzeźnikiem i prowadził sklep na rynku w Bartągu, matka zajmowała się domem. Jeszcze przed wojną ojciec trafił do więzienia za wypowiedź nieprzychylną Hitlerowi. Po wkroczeniu do Bartąga Rosjanie chcieli spalić dom rodzinny Pani Brygidy. Jej ojciec z trudem go uratował. Po wojnie cała rodzina pozostała w Polsce. Pani Brygida szybko nauczyła się polskiego i ukończyła polskie liceum. Tylko sporadycznie doświadczała przejawów niechęci ze strony polskiego otoczenia. Jej ojciec był natomiast częstym obiektem szykan. Nigdy nie przyjął polskiego dowodu osobistego. Brygida Wornowska mieszka do dziś w Bartągu.